Tłusty czwartek już tuż tuż. Ja właśnie wybieram się na siłownie, co by już do przodu odpracować co trzeba. A tak całkiem poważnie to nie zakładam wielkiego obżarstwa w tym roku, ale na takie pyszne faworki jak mi wyszły w ten weekend to nie ma rady, nie ma siły, nie ma żadnej silnej woli. Nawet zadeklarowane osoby na diecie im uległy, więc coś musiało w nich być. Zerknijcie na zdjęcia, a potem skontrolujcie szafki w kuchni. Będzie wielkie pieczenie 🙂
Lista zakupów nie jest długa, wystarczy mieć:
- 500 g mąki tortowej
- 70 g masła czyli jakaś 1/3 kostki
- 1 całe jajko
- 4 żółtka
- szczypta soli
- 2 łyżki cukru pudru
- 1 łyżeczka spirytusu
- małe opakowanie śmietany 12%
- olej do smażenia
+ cukier puder do oprószenia naszych cudeniek przed podaniem
Na początku jest najgorsze, bo ciasto trzeba wyrobić. Najlepiej robi się to na stolnicy, ale jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma. Więc wkładamy nieco wysiłku, żeby nasze ciasto było elastyczne i gładziutkie. AAAAA ale jak to zrobić?
Już mówię po kolei 🙂
Sposób przygotowania
1. Mąkę musimy starannie przesiać przez sitko, do niej dodajemy masło i sól. Im drobniej pokroimy masełko, tym lepiej nam się połączy z sypkimi rzeczami. Na razie odstawiamy to naczynie i przechodzimy do ucierania jajek: w miseczce powinniśmy mieć żółtka, całe jajko i cukier puder. Pamiętajmy, że musi nam z tego wyjść niezły kogel mogel, żeby razem z mąką powstała nam fajna masa, więc bez zniecierpliwienia i bez marudzenia, że ręka boli dzielnie ubijamy.
2. Do jajek dodajemy śmietanę i spirytus. Parę razy w prawo, parę razy w lewo i mamy to!
3. W następnym kroku dodajemy kogel mogel do mąki i masła. Łączymy, najlepiej rękoma. Powinna nam z tego wyjść całkiem spora kulka, zwana naszym ciastem.
4. I teraz najlepsze – niektórzy mówią, że ciasto musi poleżeć ok. godzinki nieruszane, potem będzie miękkie do wyrabiania, niech sobie poleży w chłodku i swoje odczeka. Inni znowu wolą przemocą zmusić je do skruszenia i wybijają je tłuczkiem lub wałkiem. Ja jestem pacyfistką, poczekałam aż samo zechce współpracować i po schłodzeniu podzieliłam je na mniejsze części, a potem kolejno rozwałkowywałam.
5. Z rozwałkowaniem również nie jest tak prosto, bo poszczególne partie trzeba rozwałkowywać, składać na pół i ponownie rozwałkowywać. Dzięki temu wtłaczamy jeszcze powietrze w struktury ciasta, a dzięki temu pomagamy mu być pyszniejszym 🙂
6. Cienkie placki kroimy w paski, a te pasy w romby. Każdy kawałek należy naciąć po środku i przełożyć przez dziurkę koniuszek. Powstaje faworek 🙂 Kiedy ułożymy już ich całkiem sporo może zabierać się za rozgrzanie oleju. Najlepiej smażyć je w rondlu, bo zdarza się, że olej pryska. Szybko wkładamy, jeszcze szybciej wyciągamy nasz przysmak, około 20-30 sekund na jedną stronę wystarczy. Gdy mają złocisty kolor to znak, że powinny wylądować już na papierze kuchennym w celu odsączenia zbędnego tłuszczyku.
7. Prószymy cukrem pudrem i gotowe. Faworki wjeżdżają na stół i mają swoje 5 minut. W moim domu miały… potem nie było już co zbierać 🙂
To dosyć spora porcja, na oko jakieś 2 półmiski ze zdjęć. Smacznego! Jeżeli ktoś się skusił na ten przepis to dajcie znać.
Moje inne przepisy na faworki znajdziecie też tutaj i tutaj – serdecznie zapraszam!
5 komentarzy
Moja ulubiona czynność podczas robienia faworków, to tłuczenie ich wałkiem 😛
I dziś je będziemy robić 😀
jak wyszły? mniam mniam
No i z nieba mi spadłaś z tym przepisem!!:) Właśnie planuję sobotni poranek poświęcić na faworki 🙂
zrobiłaś mi sobotę tym zdjęciem na ig <3 Dziękuję <3
Uwielbiam je !